środa, 30 kwietnia 2014

Kunegunda czy Brunhilda?

Przyda się dziś opinia kotoznawców, kotopsychologów i kotolubów. Wróżki i wieszcze też mogą się wypowiadać, bo ja niczego nie rozumiem. Niby trochę znam się na kotach, rozumiem je, czytam w nich jak w otwartej księdze, a tu goopia jestem jak przysłowiowy but. Nie kapuję, co to się stało! 

Chodzi o Anielę i jej ostatni "wybryk". Kotka, od kiedy jest u nas, wydaje się coraz szczęśliwsza. Robi piękne postępy w oswajaniu, bez strachu biorę ją już na ręce, głaszczę i całuję (choć nie pozwala na to w każdej sytuacji, a wtedy, gdy jest wyluzowana, czyli np. przy misce). Jest wesoła, gruchająca, frygająca i żwawa. 

Anielę, jak wiecie, zabraliśmy na weekend na wieś wraz z Rufim i Hokusem. Obrazki z jej pobytu można zobaczyć TU i są one fantastyczne. 

No to teraz główna opowieść, momentami mrożąca krew w (kotolubnych) żyłach. Opowieść o kotku-niecnotku, czyli (do niedawna) Anieli

W sobotę kotek chodził po raz pierwszy po dworze, w sobotę kotek się świetnie spisywał. Kotek się bawił z drugim kotkiem i z psem, kotek miał świetny humor, szalał, łaził po drzewach, przeskakiwał przez płotki, do domu wracał na jedzonko, do domu wracał pospać oraz do domu wrócił na noc. Chodził za drugim kotkiem jak cień i pilnował się domu. Wszystko wyglądało super. Sielanka, brak zamartwień, sielsko, wiejsko, anielsko. 



Dwa kotki na drzewie. 


Przy tej okazji poepatuję Was trochę kwietniowymi klimatami "mojej" wsi. Wszystkie zdjęcia zrobione są tuż przy domu, ale o różnych porach dnia. 





















Dziękuję za uwagę, kontynuuję opowieść. :)

W niedzielę kotek też wyszedł na dwór, też szalał, też wrócił na drugie śniadanko, po czym... zniknął. Kiedy wrócił Hokus, a ta mała łajza wciąż nie wracała, zaczęliśmy poszukiwania. Było ok. 12. w południe. Zataczaliśmy coraz większe kręgi, przeszukując okolice wokół domu, a łajzy nie było... Zaczęłam wpadać w rozpacz. Wszystko się we mnie zapadło. Całe piękno i radość, jaką do niedawna czułam, odleciało jak ręką odjął. Kota nie było. Mijały godziny. Łaziłam z Rufim po krzaczorach i szukałam. Jakiś trop doprowadził psa do szkieletu jelonka, z którego została tylko czaszka z różkami i kręgosłup. Potem do szkieletu jakiegoś innego zwierza, nie wiem jakiego. Moja rozpacz potęgowała się coraz bardziej. 
Jak nic, słodką Anielicę porwał lis! Zeżarł ją z całą pewnością tak, że nic nie zostało. I po co ją brałam ze schroniska? Na pewną zgubę? Ale zrobiłam jej przysługę! Chodziłam po polach i lasach, przedzierałam się przez zaschnięte łany nawłoci, MCO zaglądał w każdy kąt, byliśmy obejrzeć wokół dom sąsiada (nie było go) oraz poszliśmy kawał drogi do następnej najbliższej, a jednak dalekiej, nam sąsiadki pokazać zdjęcie zaginionej i prosić o otwarte oczy. 
W tym czasie, gdy lałam łzy smutku, Jola pocieszała mnie mejlowo, że Anielica na pewno się znajdzie. Zaczynałam tracić nadzieję. Była już niedziela wieczorem, zbliżał się moment powrotu do domu. W domu czekały Amisia i Kajtek i trzeba było do nich jechać. Ustaliliśmy, że ja wrócę, a na wsi zostanie MCO i będzie szukał Anieli jeszcze po zmroku, z latarką. 
Byłam już w domu, we Wrocku, była jakaś 23., roztrząsałyśmy z Jolą tę tragedię i płakałyśmy obie, gdy zadzwonił telefon. To MCO! Szedł właśnie z Rufim na ostatni obchód, poświecił w boczną drogę obok naszego płotu i zobaczył parę świecących w świetle latarki oczu lecących w jego stronę! Zwierzątko skręciło tuż przed nim do naszego ogrodu i wtedy zobaczył, że to kot, i to biały! Aniela?? Potem znów zdybał to białe w głębi ogrodu, ale czmychnęło w ciemność. Nie mogłyśmy z Jolą w to uwierzyć. Dlaczego nie wraca? Co jej się stało?? O co tu chodzi??



MCO zostawił na tarasie kocie jedzonko i poszedł spać, by nazajutrz od rana znowu jej szukać, ale ślad po niej powtórnie zaginął... Po jedzonku też.
Wtedy  ustaliliśmy, że po pracy przyjadę tam z klatką-łapką i nastawimy na noc pułapkę. Coś się zapewne złapie. Może nawet ona... Już wtedy mocno mi ulżyło. Przecież ona żyje i wygląda, że ma się dobrze. Niesamowite! Tyle warte jest jej przywiązanie do Hokusa, do Rufiego? Nic nie rozumiem. 

Przez cały poniedziałek kota nie było nigdzie widać. Przyjechałam z klatką-łapką, ale już nie szukałam. To bez sensu. Wieczorem paliliśmy ognisko, rozmawialiśmy, nagle patrzymy, a tu na środku ogrodu Hokus bawi się, jak gdyby nigdy nic, z białym kotem! Z Anielą (do niedawna Anielą)! Ożeż! Pomalutku, żeby jej nie spłoszyć, MCO poszedł do domu, przyniósł jedzonko i trzymając je blisko ziemi, zwabił ją do domu! Udało się!! Jadła i jadła, i najeść się nie mogła. Uciekinierka wstrętna! 

Tu się zmaterializowała po ok. 31 godzinach od zniknięcia.
Uff, wchodzi do domu!
Tyle łez, tyle ściśnięć serca, tyle strachu nam zafundowała! Wygląda na to, że cały czas siedziała gdzieś zaszyta w ogrodzie. Zresztą nie wiem. Nie rozumiem, ale cieszę się, że tak to się skończyło. Tam jest naprawdę daleko do sąsiadów, my wyjeżdżamy, jak ona by sobie poradziła! Jak ja bym sobie poradziła z takim brzemieniem...

Drugi raz spotyka mnie taka historia. Pierwsza była z kotką Córcią, będącą u mnie na tymczasie, która uciekła mi z domu we Wrocku i podczas gdy ja ją już opłakałam, ona zadekowała się u sąsiadki i ma tam do dziś swój stały dom. Jest piękna i wypasiona. Cwaniara!

Sami widzicie, że imię Aniela nie pasuje do tej maupy! Teraz tylko nie mogę się zdecydować: Kunegunda czy Brunhilda?

Jak zrozumieć jej zachowanie?

PODPIS


wtorek, 29 kwietnia 2014

O co pytać PRZED wyjazdem?

Dziękuję bardzo za życzenia miłej podróży, które dostaliśmy wczoraj. Niezwykle to miłe i budujące. Jak wiadomo, prawdziwych przyjaciół poznaje się w... szczęściu.  :)

Dzisiejszy post poświecę, odpowiadając na pytania dotyczące naszej wyprawy. Nie spodziewałam się ich aż tyle! Wybiorę ich tylko część, bo inaczej ten post nie miałby końca! Już w pierwszym komentarzu, w pierwszym zdaniu, Pantera zadała pytanie kładące, że aż złapałam się za głowę, czy zdołam wyczerpująco na nie odpowiedzieć. Zapytała bowiem:

O co pytać PRZED wyjazdem? 

Spróbuję zmierzyć się z tym ogromem możliwości. :)
Na przykład o to:

1. Dlaczego u TCO zainteresowanie  właśnie Japonią?
Przez egzotyczność i odmienność kultury, a jednocześnie jej dojrzałość. 

2. Czy ciebie też interesuje ten kraj?
Nigdy mnie nie fascynował tak jak mojego męża, ale jestem ciekawa wielu rzeczy. Najbardziej jednak przyrody, niesamowitych widoków i kuchni japońskiej.

3. Jak długo TCO uczy się japońskiego?
Ponad rok.

4. W jakim stopniu umie się już porozumieć?
W bardzo podstawowym. Zwroty grzecznościowe, proste zdania. Poradzi sobie w restauracji i sklepie (ma nadzieję). On ma wielki talent do języków, więc jak wróci, na pewno będzie gadał jak rodowity Japończyk. 

5. Na jak długo jedziecie?
To ciekawe pytanie, a odpowiedź jest złożona. Jedziemy razem na miesiąc, potem ja wracam sama do kraju, a tam przyjeżdża kolego MCO. Będą przez kolejny miesiąc pokonywać Japonię na… rowerach, z namiotami. Mało tego: potem kolega wraca do Polski, a mój mąż zostanie na rowerze sam, na ostatni miesiąc… To się nazywa podróż życia!

6. Jaki jest cel tej wyprawy?
Moim jest towarzyszenie mężowi w realizowaniu jego marzeń, no i oczywiście liźnięcie tamtej kultury, przygoda itp. Jego celem jest skonfrontowanie wyobrażeń o Japonii i Japończykach z rzeczywistością, sprawdzenie się, rodzaj medytacji… 

7. Ile czasu trwa podróż?
Lecimy z Wro do Monachium godzinę i 10 minut, potem czekamy na lotnisku 8 godzin, by następnie lecieć do Tokio… 11 godzin. 

8. Jaka jest różnica czasu miedzy Polską a Japonią?
7 godzin. Przylatujemy tam o 3. w nocy naszego czasu, a tam będzie 10. przed południem.

9. Denerwujesz się lotem?
No jasne, ale bardziej powrotnym, bo będę leciała sama. Brrr… Wolę o tym nie myśleć. 

10. Wszystko organizujecie na własną rękę?
Wszystko zorganizował MCO na własną rękę. Ja pomagałam tylko poprzez marudzenie.  :)

11. Macie coś zabukowane (hotele) czy to będzie spontan?
Mamy zarezerwowane w różnych miastach takie malutkie kawalerki, takie studenckie mieszkanka, często ze wspólnym  prysznicem, proste i tanie warunki, ale też dwie inne wyjątkowe lokalizacje.  O tym za chwilę.




12. Jak macie zamiar się tam przemieszczać?
Metrem i pociągami, mamy już karnety m.in. na Shinkanseny. No i piechotą oczywiście.

13. W jakich miejscach się zatrzymacie na pobyt stały?
Tokio (i stamtąd wypady do Nikko i nad jezioro Ashinoko), Kioto, Nara, Ise, Koyasan. 

14. Jakie są najciekawsze, twoim zdaniem, miejsca, które zobaczycie?
Myślę, że może to być buddyjski klasztor Fukuchiin w którym spędzimy trzy doby, przyglądając się i uczestnicząc w jego życiu.  Poza tym wszystko będzie ciekawe, bo inne. 
Wegetariańskie posiłki w klasztorze.
15. Jakie są najciekawsze, twoim zdaniem, atrakcje, które zobaczycie?
Sam pobyt na tokijskiej ulicy będzie ciekawy. Jazda Shinkansenem będzie przygodą, widoki za oknem - zaskoczeniem, smaki - niespodzianką. Nie można wybrać, co będzie najciekawsze.  

16. Czy uda wam się skorzystać  z onsenu – gorących źródeł?
Tak, 3 dni spędzimy w tradycyjnym japońskim hotelu - ryokanie.  

17. Kto będzie się opiekował zwierzakami?
Wkopaliśmy syna - Wrocławskiego. Mam nadzieję, że pomoże mu (choćby będąc wyrozumiałą) jego dziewczyna. 

18. Macie tyle urlopu?
Ja mam. Od lat nie byłam na urlopie dłużej niż tydzień. Marzę o tym, aby wyrwać się na dłużej ze schematu praca/dom. Marzę o tym, aby oderwać się od wszystkiego. MCO tak sobie to zorganizował, kosztem wielkiej konsekwencji i poważnych zmian w życiu, że też może sobie na to pozwolić.

19. Czy zwierzaki będą za wami tęsknić?
Oczywiste jest dla mnie, że będą.

20. Czy wy będziecie tęsknić za nimi?
Nawet sobie nie wyobrażam, jak bardzo! 

21. Czy zahaczycie (wiesz, tak po drodze) o Rosję?
Może samolot będzie przelatywał gdzieś tamtędy… 

22. A zaszczepieni jesteście na te różne żółtaczki, malarie itp.?
Z żółtaczką nie ma problemu, bo oni mają to genetycznie, więc nie jest to zaraźliwe. A malaria? To nie ten kierunek. :)

23. Czy macie tam kogoś znajomego, czy tak na własną rękę? 
Nie mamy tam nikogo.

24. Cieszysz się, że jedziesz?
Pytanie! Jasne, choć mam też wiele obaw, a najwięcej wyrzutów sumienia, że wkopaliśmy syna w nasze wariactwo zwierzakowe. 

25. Czy będziesz tam w czasie, kiedy będą kwitły wiśnie?
Nie, już dawno będzie po kwitnieniu. Już jest. :)

26. Mogę jechać z wami??
Kasieńko, Amyszko:***



Jeszcze jakieś pytania? :)

Na jutro, jeśli mi czas pozwoli, przyszykuję dość niesamowitą kocią historię. Zapraszam!


PODPIS


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

人生の冒険 (jinsei no bouken)

Kochani Czytelnicy, zabieram się do tego posta jak pies do jeża. Wciąż Was przygotowuję, że zniknę na trochę. Pewnie tak naprawdę to bardziej potrzebne mnie, bo pisanie postów stało się dla mnie nawykiem - niemalże jak mycie zębów. Tak czy siak, naprawdę za chwilę robię przerwę, i to ponadmiesięczną, bo...

Kliknięcie powiększa mapę i widać lepiej.

wybieramy się z MCO na daleką wyprawę.

Lecimy do Japonii!

Zrealizujemy w ten sposób marzenie mojego męża, który bardzo się tym egzotycznym, dla nas, krajem interesuje i przygotowuje się do tej wyprawy od ponad roku. Nawet uczy się języka. Poniżej mejl, który napisał samodzielnie, nie zaglądając do słownika, do swojego japońskiego nauczyciela. Niewykluczone, że są w tym tekście błędy, w końcu to niezwykle trudny język! 


カツヒコさん
どうもありがとうございました。ぜんぶがおいしくてみえています。とてもやすいですよ!やっぱりたべてみます。
バイバイ
ロベルト

PS.

Hope, I've made not too many faults :)))
R.

Kolorowe strzałki na mapie pokazują główne miejsca naszego pobytu. Takich pomniejszych będzie dużo więcej. Plan wyprawy jest przygotowany i dopięty przez MCO na ostatni guzik. Jest niezwykle bogaty i urozmaicony. 
Jeszcze jakiś czas jestem, więc tak szybko się mnie nie pozbędziecie, ale któregoś dnia Moje Drzwi zostaną zamknięte i w gestii Joli będzie dbanie o to, żeby   dostarczać Wam informacje. Jeśli oczywiście Jola się zgodzi i jeśli oczywiście będziecie tym zainteresowani. Ja obiecałam sobie, że na czas wyjazdu z bloga znikam, a jedyną formą życia w internecie będzie moje mejlowanie z JolkąM - odnalezioną dzięki blogowi bratnią duszą na tym świecie. :)

Ponieważ tak się zbieram i zbieram do tego posta, i zebrać nie mogę, i nie wiem, co napisać, zróbmy dziś inaczej. Pytajcie, jeśli coś chcecie wiedzieć, jeśli jesteście czegoś ciekawi. Bardzo chętnie odpowiem na wszystkie życzliwe pytania dotyczące wyjazdu. Będą? :)

PODPIS

* アドベンチャー·ライフ - tytuł został przetłumaczony z polskiego na japoński przy pomocy wujka Gugla, więc za nic nie ręczę, ale powinien znaczyć: przygoda życia.

Po zapytaniu MCO o opinię w tej sprawie otrzymałam następujące wyjaśnienie. :) A to nie koniec! :)

Trochę wyszłaś przed orkiestrę z tym tytułem :)))
アドベンチャーライフ jest zapisane w katakanie ale można zapisać w romaji (alfabetem łacińskim) jako: "adobenchaa raifu", co, jeśli wyciszymy przy wymowie "o" oraz "u" da nam w czytaniu.... "adventure life" zapożyczone wprost z angielskiego (katakana służy do zapisywania zwrotów obcego pochodzenia), co oznaczałoby raczej "życie pełne przygód" niż, tak jak chciałaś "przygoda życia".

Teraz będę improwizował ;)

"Przygodę życia" trzebaby zapisać w japońskim szyku, tzn. najpierw "życie", następnie partykuła (chyba dzierżawcza, brrrr) "no", mówiąca, że coś jest czyjeś (w tym również cechy), a na końcu "przygoda". Zarówno "życie", jak i "przygodę" można zapisać kanji (krzaki pochodzenia chińskiego) i katakaną. Partykułę "no" zapisuje się w hiraganie. Tak to może więc wyglądać:

Życie - tu mamy do wyboru co najmniej cztery warianty:
ライフ - czyli angielskie "life" w katakanie
生活 - seikatsu - oznacza życie jako egzystencję, codzienny znój :)))))
人生 - jinsei (j w romaji czytamy jak nasze dź) - oznacza ludzkie życie (pojawia się to samo kanji, co wyżej)
寿命 - jumiou - życie jako jego rozpiętość, czas życia
Ja obstawiam opcję nr 2 czyli 人生

Przygoda - tu są tylko dwa warianty:
アドベンチャー - jak chciał Gugiel
冒険 - bouken - przygoda z domieszką ryzyka

Partykuła "no" to po prostu - の

Jako równorzędne wyniki rozprawy ogłaszam więc:
1. 人生の冒険 - jinsei no bouken
2. ライフのアドベンチャー - raifu no adobenchaa

A teraz lecę do mojej pani profesor, by poprosić o ocenę tego, co tu wymyśliłem. :)))
TCO

niedziela, 27 kwietnia 2014

Troje do tanga

Anielka bardzo chciała iść do Hokusa na dwór. Po wielu wahaniach puściliśmy. Co z tego wynikło? Poniżej opowieść bez słów.


















Więcej zdjęć, które tworzą zwartą opowieść jest na FB: TU.


Miłego popołudnia. :)


PODPIS


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...