środa, 30 marca 2016

Cześć, łysi!

To ja. Stęskniliś (już przejąłem zwyczaje tego domu w mówieniu) za moimi opowieściami?
No to zaczynam sprawozdanie.


Najczęściej wciąż przesiaduję na górze, na łóżku piętrowym, skąd mam dobry widok na cały pokój oraz na to, co dzieje się za siatkowymi drzwiami. 


Nareszcie Łysa się poddała i dała mi spokój. Przede wszystkim przestała mnie nosić na dół, do klatki, gdzie było przeraźliwie! Bałem się tak, że nawet spojrzeć nie chciałem na otoczenie! 
Nareszcie Łysa poszła po rozum do głowy i w ogóle przestała mnie zaczepiać. Nawet na mnie nie patrzyła, co przyjąłem z ulgą. Zrobiłem jeszcze porządek z tą Smerfetką, co to mi ją dokooptowali do mojego pokoju. Pozbyłem się jej, waląc ją bez łeb! Od razu ją stąd zabrali i od tej pory mój pokój jest mój i tylko mój!


Łysa przychodzi kilka razy dziennie, posprząta kuwety, napełni miski, zamiecie podłogę i idzie. Z nią razem przychodzi Fika, Smerfka, a ostatnio taki jeden długi Kluskowaty. To fajnie, bo mam wtedy tv.
Odkryłem, że nudno jest tak samemu siedzieć i nawet zastanawiam się, czy nie wykazać jakiejś chęci do zgody...


Łysa wpadła na pomysł, aby mi zaprosić pana karmiciela z działek. Myślała, że się ucieszę, ośmielę, no i faktycznie - dałem mu się pogłaskać i dopiero potem odsunąłem się na bezpieczną odległość...



Pan karmiciel z drugim panem z działek powiedzieli, że mogą mnie zabrać, że będą mnie karmić i obserwować, że mam tam szopę, a jak sobie nie będę radził, to mnie znowu złapią i dadzą do Łysej, ale...


Ale wtedy zacząłem...


Widzicie? Popatrzcie na moje uszy!


Wielkie halo się zrobiło w domu Łysej, bo uniosłem lekko końcówki uszów! No, dobra, przyznaję, już ciut mniej się boję. Łysa mówi, że w takim razie mnie już nie odda, ale sam nie wiem, czy ona ma rację. Może lepiej by mi było na działkach? 


W końcu nie wiadomo, czy ktoś przygarnie takiego kalekę jak ja? Ludzie boją się inności, i choć radzę sobie doskonale, to mogą się bać albo brzydzić. Łysi są przecież dziwni, nie dość, że na pyszczkach nie mają włosów (dlatego łysi), to boją się takich zwykłych rzeczy!



Poza tym, nie oszukujmy się, wciąż wymagam mnóstwa czasu, żebym poczuł się w domu pewnie i bezpiecznie.


Łysa mówi, że już mógłby znaleźć się ktoś, kto będzie robił to, co ona: da mi spokój, nie będzie zaczepiał, nie będzie nawet za często na mnie patrzył, zapewni mi przestrzeń do chodzenia i kryjówkę do ukrycia się. Fajnie, gdyby miał osiatkowany balkon, a może zabezpieczony ogród? Jestem bardzo, bardzo sprawny, dam sobie radę ze wszystkim! Będzie mnie karmił i poił, a najważniejsze - czekał, aż pewnego dnia sam do niego przyjdę. Czuję, że tak będzie, tylko jeszcze pomyślę, kiedy zaszczycę jakiegoś łysego swoim zaufaniem. 

No to oczekuję propozycji! Spiszcie się, łysi, liczę na was.

Wasz Diego - kot na trzech łapach.



PODPIS
***

Był Sobie Diego, kotek chwat,
mieszkał na działkach, kochał świat,
lecz go skrzywdzili ludzie źli;
zranił się w łapkę – teraz ma trzy...

Bardzo się zaczął ludzi bać,
pogłaskać nie chciał im się dać,
lecz to nie to, że łapki brak;
jakiś się straszny porobił świat...

Kto wiarę w ludzi zwróci mu,
przysporzy mu szczęśliwych snów,
pokaże dobry koci świat?
Kto mu na zawsze kąt ciepły da?

Kochany Diego, nie bój się!
Wkrótce ktoś taki znajdzie się
i razem już przez wszystkie dni
Na pięciu nogach będziecie szli.

Autorką wierszyka jest Ninka. :))

poniedziałek, 28 marca 2016

Opowieść wielkanocna - Kluś

Wszystko zaczęło się od Wałka. Wałek - pies Hany (którego przecież wszyscy znamy) w Wielką Sobotę miał przebłysk o treści: dlaczego jestem sam na świecie, tylko ja jeden - przedstawiciel typu wielkopolski gończy niskopodłogowy (WGN) - najgodniejszy z godnych przedstawicieli tej pierwotnej rasy. Nieznającym się na rasach wyjaśniam, że WGN charakteryzuje się krótkimi kończynami, co pozwala mu skutecznie dybać na ofiarę w wysokich trawach, ponieważ nie musi dla kamuflażu uginać nóg. Wydłużony, wijący się w radosnych konwulsjach tułów jest doskonałym amortyzatorem podczas karkołomnych skoków, a czarna kufa umożliwia łapanie kretów przez zaskoczenie. WGN jest z charakteru, krótko mówiąc, uroczy, przemiły i posłuszny.

Wałek - domownik Hany, sprawca całego zamieszania. 
Zaledwie Wałek został porażony owym przebłyskiem, a już w odległym Wrocławiu zaczęły dziać się sprawy co najmniej dziwne...
Przeglądałam sobie spokojnie fejsa i nagle moją uwagę przykuło ogłoszenie z Wałkiem na zdjęciu!!! O treści:

Kto przygarnie pieska? Jest to szczeniak, na oko 6-8 miesięcy. Jest łagodny, jakaś menda go wywaliła jak śmiecia i błąka się już u nas we wiosce 2 tyg. Fajnie by było, jakby ktoś go przygarnął. Ja nie mam warunków na dwa psy .

Zdjęcia przedstawiały... bez wątpienia Wałka Hany! Jaki cudny, a jaki biedny!!


Złapałam za telefon, zadzwoniłam do koleżanki z pytaniem, czy nie wzięłaby pieska (bo wiem, że chciała), a ona na to "czemu nie" (hurra!!), więc NATYCHMIAST oznajmiłam MCO, że bierzemy pieska na parę dni na przechowanie. Jego też ujęły te zdjęcia, nic dziwnego, co nie? ;)
Napisałam do pana, który dał ogłoszenie, umówiliś i pojechaliś. Przekazanie nastąpiło na wielkim parkingu pod centrum handlowym. Nie obyło się bez dramatycznej akcji! Pan otworzył tył samochodu, a piesek wyskoczył i zaczął przerażony uciekać po parkingu! Mężczyzna za nim! Pies coraz szybciej, pan coraz szybciej! Proszę go nie gonić! - krzyknął MCO. Pan zwolnił, pies wyhamował, otoczyliśmy go z czterech stron (pan był z kolegą), w końcu padłam na kolana na beton i błagałam malutkiego, żeby przyszedł, i zrobił to... sikając pod siebie ze strachu! 

Capnęłam na ręce i do samochodu, uff!!


Biedak był totalnie przerażony. 
Wprawdzie przez tego pana dokarmiany, ale przeganiany po wsi, 
nie wiadomo co przeżył przez dwa tygodnie swojej tułaczki. 
A co wcześniej? Tego nikt nie wie.




Piesek wzruszająco przywarł do moich kolan, przytulił się i czekał, co go spotka...
Dziwnym trafem szelki, które miałam w domu, kupione kiedyś dla Fkuni,
pasowały na niego jak ulał. :)


Podjechaliś pod dom i zapoznaliś go z Fikunią. 


TU (klik) jest filmik z tego doniosłego wydarzenia. 


Zaczęło się nieciekawie, bo piesek warknął na Fikunię.


Jaki on śliczny, jaki uroczy, ile ma wdzięku - zachwycaliś się nim!
Toż to klocek - taki niezgrabny i ciapowaty! 
Toż to kluseczka słodka, mięciutka i smakowita!
Lisek przeuroczy!



TU (klik) widać w całej okazałości, jak spragniony miłości i czułości jest Kluś (warto oglądnąć). 
A jak ładny!





Oczywiście jak to bywa w przypadku wszystkich zwierzaków, 
które do nas trafiają, natychmiast uznał mnie za swoją ukochaną panią
 i nie odstępował mnie na krok. Spałam więc już z trzema zwierzakami. 
Z Fiką pod kołdrą, Smerfetką na swoim posłanku i Kluseczkiem tuż obok łóżka, na dywaniku. 



Już pierwszego dnia zaczęły dziać się fajne rzeczy. 
TU (klik) widać, jak zachowuje się moja ukochana Fisiunia, która jest pieskiem niezwykłym!
Tak mądrej, kochanej i przyjaznej suni, która umie zająć się i psami, i kotami, 
nie ma na całym świecie!
Kluś nie umiał jeszcze wtedy jej odpowiedzieć tym samym, ale...


Już następnego dnia pieski szalały w najlepsze!









Po jednym dniu była pomiędzy nimi komitywa całą gębą!







Kiedy Klusuś pojawił się u nas, nie wiedział, co to dom, nie umiał chodzić po schodach, 
nie potrafił chodzić na smyczy, był smutny, przestraszony, choć nadal przyjazny.
Na widok wyciągniętej ręki sikał pod siebie ze strachu... 

Jakże szybko się to odmieniło!
Odrobina uwagi, trochę miłości i dobre słowo, kilka lekcji przychodzenia do człowieka, 
chodzenia na smyczy. No i woda z mydłem. :) 




Czy uwierzycie, że Klusek umie już siadać na rozkaz? 
TU (klik) - film. 
Nauczenie go tego zajęło mi 3 minuty!
(Dziś, kiedy to piszę, mijają równo dwie doby od przyjazdu Klusia do nas.)





Hokus patrzy z niedowierzaniem; znowu pies???



Wszystko byłoby fajnie, ale koleżanka zrezygnowała z przygarnięcia Kluska. Trudno. Zostaliśmy na lodzie, jednak nie wierzę, aby tak uroczy, młodziutki (na moje oko ok. 7-mies.) piesek nie znalazł szybko domu! 
No, niestety, Klusek jest do adopcji. Zrozumcie, proszę. Chcemy mieć jeszcze inne życie oprócz zwierząt, a każde z nich bardzo to utrudnia. Chciałabym jeszcze pojechać gdzieś z mężem, a nie żeby on musiał ciągle sam... 

W telegraficznym skrócie:
Kluś - WGN ok. 7 miesięcy (10 kilo), przemiły, bardzo mądry, szybko uczący się, niezwracający uwagi na koty, opanowany, nieszczekliwy, lekko strachliwy (na razie), potulny, grzeczny, lgnący do człowieka, prześliczny, mięciutki, nieduży o grubiutkich łapach, niebrudzący w domu, umiejący sam zostać, jednym słowem idealny i UROCZY!

Ten cudowny sobowtór Wałka szuka domu. Może nie będę musiała dawać go w obce ręce?
Może ktoś z czytaczy bloga, któraś z kurnikowych "kur" szuka przyjaciela? 
Może któraś z wielbicielek Wałka chce takiego samego?
Proszę, oto jest! :)

PODPIS

Coś mamy ostatnio szczęście do psów! Zawdzięczamy to Perełce, która przetarła szlaki. :)

A Wałek-czarodziej już nie jest jedynym przedstawicielem WGN. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...